Przebywałem na turnusie od 2 do 25.06.2011. Mam mieszane odczucia. Ale po kolei.
Zaczęło się od tego, że jakoś nie mogłem zrozumieć po co turnus rozpoczyna się od czwartku? Tym bardziej, że lekarz do którego mnie przydzielono przyjmował od popołudnia w piątek. Na samym wstępie straciłem dwa dni zabiegów i bez sensu siedziałem w Sobieszewie przez dni cztery. Nikt jednak tego nie potrafił mi wytłumaczyć.
- Lekarze - różni, moja pani doktor miła i pełniąca obowiązki z uśmiechem, kompletnie nie dała się wybić z dobrego nastroju tym, że sukcesywnie skarżyłem się na pogarszanie się mego stanu w miarę trwania zabiegów.
- Rehabilitanci - pełny profesjonalizm i bardzo serdeczny stosunek do kuracjuszy, młodzi, uśmiechnięci zawsze skorzy do pomocy.
- Pielęgniarki - tych nie mogę ocenić, nie miałem kontaktu na tyle długiego aby móc się wypowiadać.
- Obsługa hotelowa - miła i uśmiechnięta. Pani w recepcji bardzo fajna. Panie sprzątające trochę niedokładne, Kelnerki i kelner trochę zagubieni i słabo dający sobie radę z tak dużą ilością gości, być może po części jest to wina kuchni, która nie nadążała z wydawaniem porcji?
Teraz trochę o wydarzeniach, które poruszyły i zbulwersowały kuracjuszy.
Otóż w dniu 10.06 poinformowano nas, że następnego dnia na terenie sanatorium, pod wiatą grillową odbędzie się impreza integracyjna jakiejś firmy więc ci, którzy zaparkowali samochody na boisku i za wiatą proszeni są o ich usunięcie do godz. 9:00 dnia następnego. Wzbudziło to lekkie szemranie ale cóż, czy mogliśmy się nie zgodzić? Zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym i tyle. Impreza odbyła się i tak jak przewidywaliśmy zakłóciła ciszę nocną, która w inne dni wobec kuracjuszy była dość rygorystycznie egzekwowana.
Mieliśmy też cały czas problemy z wielkością porcji drugich dań obiadów. Dziwnym trafem mięska było jak na lekarstwo, czasem tak twardego lub żylastego, iż nie dało się pogryźć. No i do tego tępe noże.
Następne wydarzenie miało niemiłe reperkusje. Po owej imprezie integracyjnej dowiedzieliśmy się, że kierownictwo ośrodka ma dla nas jeszcze większą atrakcję w dniu 18.06. Otóż, jak nas poinformowano, w tym dniu od godziny 18:00 będzie się odbywało wesele. Fajnie, nieprawdaż? Tym bardziej, że godzina 18 to była pora naszej kolacji. Kierownictwo zaproponowało kuracjuszom kolację z grilla pod wiatą grillową, tam gdzie co poniedziałek i czwartek odbywały się wieczorki "taneczne" dla kuracjuszy. W menu owej kolacji pojawił się dość dziwny zapis: "kiełbasa - kaszanka/krupniok / 1". Po raz drugi postawiono nas przed faktami dokonanymi i, choć sarkając, przystaliśmy na to. Jednak w dniu 17.06 pogoda diametralnie się zmieniła. Zachmurzyło się, zaczęło rzęsiście padać a temperatura na zewnątrz spadła do 12 stopni Celsjusza. Ponieważ dzień następny zaczął się podobną pogodą, podczas obiadu zostaliśmy poinformowani, że kto nie chce przy takiej pogodzie siedzieć pod wiatą może zapisać się w recepcji a kolacja zostanie mu doniesiona do pokoju. Należałem do nieszczęśników, którzy uwierzyli w zdolności organizacyjne kierownictwa i zapisałem się do grupy "żarłaczy pokojowych". Jakże srodze przyszło nam się zawieść...
Ów dzień można określić tylko jednym słowem - katastrofa. Totalny chaos i kompromitacja "władzy" sanatorium (hotelu?). Pomysł "derehcji" na "ożenienie" dwóch imprez - naszej kolacji i wesela przekroczył jej zdolności organizacyjne. W rekompensacie za utraconą jadalnię oprócz grilla otrzymaliśmy jeszcze dodatkowy wieczorek taneczny. Jak już wyżej nadmieniłem, jako dwóch "kuśtyków dwukulowych" ja i mój "współspacz" zapisaliśmy się do "leniwych". Dalej było tak:
- godzina 18, siedzimy karnie w pokoiku oczekując na wizytę kelnerki z żarełkiem,
- godzina 18:15 postanawiam "odgruzować" kubeczek i zrobić herbatkę - niech trochę przestygnie do kolacji,
- godzina 18:20 podczas "mykwy" kubeczek nagle postanawia popełnić samobójstwo i wyskakuje z mych rąk po czym po kontakcie z podłogą kończy swój żywot,
- 18:30 kolacji nadal nie ma, herbatkę robię w szklance, której dotąd używałem do mycia zębów,
- 18:40 postanawiam wyjść z pokoju na przeszpiegi i ustalić czy jaki wróg nie "przechwycił" mojej kolacji w celu potajemnej i nielegalnej konsumpcji,
- 18:45 przed wejściem do budynku spotykam równie zaniepokojoną grupę pozostałych kuracjuszy z listy zapisanych na opcję "kolacja w pokoju",
- 18:50 kolacji nadal nie ma, nastroje się radykalizują, oświadczamy zbiorowo, że zaraz dzwonimy do najdroższej restauracji w Gdańsku i zamawiamy sobie po kaczuszce pieczonej na koszt firmy "Alma - Centrum",
- 18:55 do 'derehcji" dociera powaga sytuacji i usiłują nas przepraszać, pierwszy krok to darmowe piwo dla każdego - kolacji jednak nie ma nadal,
- 19:10 znudzony jałowym oczekiwaniem proszę koleżankę aby uległa i nie czekała na kelnerkę ale sama udała sie po swój i mój "przydział',
- 19:25 nadal nie mam kolacji, nie mam też koleżanki bo utknęła gdzieś pod wiatą w tłumie konsumująco-tańcującym,
- 19:40 NARESZCIE JEST - okazuje się, że do wyboru była nie kaszanka/krupniok ale kiełbaska grillowa/krupniok, koleżanka wybrała dla mnie i dla siebie kiełbaski i dlatego tak długo trwało "bo się właśnie skończyły", ale dzięki temu kiełbaska jest gorąca, niestety jest jej stanowczo za mało - moja ma ok. 15 cm długości i skórę jak hipopotam. Wydaje mi się, że w przeliczeniu na czyste żarełko to jakieś 10 dkg "mięsnego wsadu". Jak usiłowała wyjaśnić "derehcja" całe opóźnienie i zamieszanie wniknęło z tego, że do roznoszenia kolacji została tylko jedna dziewczyna a dwoje kelnerów obsługiwało salę weselną. Hmm... Okazuje się, że nie można było tego przewidzieć...
Generalnie po turnusie jestem zniesmaczony i zawiedziony. Z jednej strony opowieści o tym, że nadużywający alkoholu będą usuwani z sanatorium i obciążani jego kosztami, z drugiej strony nieograniczony wyszynk alkoholi na poniedziałkowych i czwartkowych "potańcówkach". Kombinowanie dodatkowych dochodów na "obcinaniu" naszych porcji, organizowanie dodatkowych imprez, zakłócających ciszę nocną - takie rzeczy nie mogą mieć miejsca. Mam nadzieję, że ZUS ukarze odpowiednio właściciela "Alma - Centrum" skoro my nie mogliśmy...