Dzień dobry
Na prośbę Majki zamieszczam opis sanatorium
1. Zakwaterowanie.
Dzwoniąc przed turnusem usłyszycie, że nie ma rezerwacji pokoi. Dopytując o jedynkę dowiecie się, że zwiększycie szansę pojawiając się dzień wcześniej, czyli w dzień wyjazdu poprzedniego turnusu.
Koszt 130 złotych nocleg plus dla chętnych śniadanie następnego dnia 30 złotych.
To czego nie usłyszycie to to, że przyjeżdżając o 12, 14 lub później szansy na taki pokój brak. Jedynek jest 6, plus 6 w studio, 44 pokoje to dwójki.
Przybyłam ok. 6.30 rano, o 7 wpisano mnie na listę "jedynkową" i ok 11 otrzymałam pokój. Bez problemu można poczekać na kanapach przy recepcji.
Parking rotacyjny, nie pytałam o koszt.
Tego samego dnia wizyta u bardzo sympatyczej pielęgniarki a wieczorem u lekarza.
Można płacić kartą. Nie ma sklepiku ale jakieś słodycze i napoje, fizelina były dostępne
2. Pokój.
Jedynka na trzecim piętrze, z widokiem na wejście do ogrodów, brak balkonu.
Duże dwuosobowe łóżko, bardzo wygodny materac, dwie poduszki, kapa i koc z poprzedniej epoki.
Do dyspozycji czajnik, spory talerzyk, dwa kubki, dwie łyżeczki.
Mały tv, koszt w jedynxe 110 złotych , w dwójce po 55 za osobę. Nie oglądam zatem nie brałam.
Łazienka a' la lata 90te ale grzejnik nowy, jak już w rurach doleciała gorąca woda to była zawsze ciepła.
Generalnie pokoik spoko.
Jeden duży ręcznik, wymiana płatna . Miałam swoje zatem żaden problem. Drugi mniejszy dostaje się na borowinę.
Pościel i wymiana płatne 20 złotych.
Panie wyrzucają śmieci co drugi dzień, myją podłogę, zlew, WC. Poprosiłam o miskę na pranie i przyniosły. Bardzo miłe i życzliwe.
W pokoju fajna przesuwna szafa, szafka , szafka nocna, lampka do czytania, stolik, dwa wygodne krzesła. Na korytarzu szczotka i deska do prasowania.
Pokoje odświeżone i nie. Najłatwiej poznać po podłodze, te odświeżone mają z reguły panele a nie linoleum.
3. Lekarz, baza zabiegowa.
Lekarzy jest trzech. Trafiłam na bardzo sympatycznego, co chciałam dostałam. No oprócz biczy te miałam wykupić, niestety pojawiło się przeziębienie i finalnie nie kupiłam. Zamiany zabiegów możliwe, dokupienie po konsultacji z lekarzem. Gabinet pielęgniarek czynny całą dobę. Nie sprawdzają pokoi.
Właścicielki nie widziałam, brak wieczorku zapoznawczego i jakichkolwiek aktywności organizowanych przez ośrodek.
Baza zabiegowa na ogromny plus, zarówno jeżeli chodzi o różnorodność jak i stan sprzętu oraz personel. Część zabiegów można zrobić wcześniej w tym samym dniu ale nigdy dzień wcześniej.
Z tego co wiem są dwa zabiegi wiodące każdy po 9 sztuk. U mnie były to kąpiele borowinowe oraz oklady borowinowe ( paćka nie plaster).
Wanny duże, czyste, błotka nie żałowano, zawsze dostałam porcję na dodatkowe nałożenie w kąpieli. Obydwie panie na tych zabiegach przesympatyczne.
Jedyna uwaga to konieczność wymiany kocy na okładach.... podobno właścicielka kupuje już pół roku.
Krio i ćwiczenia w fajnie zaopatrzonej w sprzęty sali na trzecim piętrze obok mojego pokoju. Są rowerki, ugul, ćwiczenia i z piłkami i z taśmami, blokiem, ciężarkami, bardzo mili rehabilitanci i zawsze ćwiczyli razem z kuracjuszami.
Wirówki trzy, w tym solanka. Czysto, sprawnie zawsze można z kimś pogadać
Masażysta genialny, doskonale wiedział, co jak i gdzie nacisnąć. Szkoda, że tylko sześć masaży.
Najsłabszym ogniwem kadry jest ciągle nafochana pani na prądach, boa, magnetronikach, laserach , lampach....no cóż pewnie już powinna być na emeryturze. Sześć zabiegów przeżyłam.
Ludzie byli zachwyceni nowoczesnym łóżkiem wodnym. Podobno rewelacja. Spróbuję następnym razem
4. Posiłki.
Wydawane na dwie tury 8.00; 13.00 ; 17.30 i godzinę później.
Sala konsumpcyjna z lat 80tych. Stoły 4 osobowe.
Zastanówcie się biorąc dietę cukrzycową bo po pierwsze owej diety to nie przypomina po drugie będziecie mieli ślinotok patrząc na stoliki obok. Przykład pierwszy z brzegu, gotowana marchewka dla cukrzyków, kapusta kiszona dla reszty.
Przez trzy tygodnie naprawdę obleśne zupy na wodzie, koperkowa, selerowa, grysikowa, brokułowa, ziemniaki z wodą i marchewką, czarny kalafior z wodą i marchewką. Brrrr ...nie przyjechałam się obżerać ale zupy uwielbiam tych jeść się zwyczajnie nie dało. Drugie dania przeważnie w porządku.
Śniadania standard. Ogromnym plusem były podawane oprócz niedzieli zupy mleczne, manna, owsianka, kukurydziana...i pyszny dżemik do chleba.
Kolacje bez szału, dwa razy gorący dodatek. Fasolka po bretońsku i kopytka zalane tłuszczem dla cukrzyków.
Trafiły się połówki owoców cytrusowych. W niedzielę kawałek ciasta co prawda z zakalcem ale było.
Dokupowałam to na co miałam ochotę i tyle.
Dodam tylko, że musiałabym być w desperacji płacąc komercyjnie 110 złotych za to wyżywienie.
5. Atrakcje.
O Muszynie później. Sam ośrodek jest na górce zatem pierwsza atrakcja to trening kardio. Mówię to z żartem bo żaden to problem, po drodze ławeczki a kondycja się faktycznie poprawiła. Tuż za płotem wejście do ogrodów sensorycznych. Miejsce nawet teraz magiczne, wiosną latem i jesienią można tam przebywać godzinami.
Na piętrze minus 1 miejsce do tańca i małego co nieco czyli drinka, piwka lub soczku. Wystrój do wymiany, muzyka z kompa ,ale poskakać można.
Jak jest z kim bo ten turnus to mogiła. Dzielił się na małżeństwa ( głównie) i ludków zamykających się w pokojach po kolacji i.... cisza do rana. Potem grupkę zaprzyjaźnionych palaczy chodzących kilkanaście razy w na fajkę i w grupce. Oraz resztę świata czyli lubiących chodzić, tańczyć....mam fajny filmik ile ludzi ze 130 osób bawi się na dole. Sytuację ratowały wizyty ludzi z Muszyny - ZUS oraz wizyty tej trzeciej grupki w sanatorium niżej. Wesoło było....
Tyle z rozrywek w ośrodku. Dodam, że byłam bez męża i nie palę.
Generalnie Muszyna dwa razy na tak , Korona również i chętnie wrocę bo naprawdę są dużo gorsze ośrodki szczególnie pod kątem zabiegów. Natomiast nigdy w życiu nie pojadę w takim martwym i paskudnym pogodowo terminie. Sporo przeziębionych, ja też. Ciemno, pusto, ponuro wliczając w to ludzi na turnusie, starałam się codziennie chodzić ale w ulewnym deszczu ( takich dni było 7) średnia to przyjemność. Ostatni tydzień to opady śniegu zrobiło się świątecznie.
Kolejne podanie złożę z ZUS, szkoda urlopu na listopadowy turnus zabiegów więcej i brak kosztów pobytu.
No i Muszyna.
Skoro odebrałam miasteczko tak pozytywnie w listopadzie,w miesiącach od maja do października byłabym zakochana.
Czyściutko, ciągle inwestycje, bezpłatne koncerty, bardzo przyjaźni ludzie.
Niestety ... lodowisko jeszcze zamknięte, poustawiane przepiękne ozdoby w parku i miejskie zaświecą dopiero 4 grudnia. Restauracje bądź zamknięte bądź otwierane w weekend. Są trzy klimatyczne kawiarnie jedna na rynku z obłędnym w smaku jabłku pieczonym, w dworze starostów z genialnymi lodami z gorącymi malinami oraz w ratuszu, urzekające wnętrze i fajne wypieki.
Sporo sklepów i Netto i Biedronka oblegana przez słowackich Romów, delikatesy, sklepy wędliniarskie,z owocami, prasą, drogeria, księgarnia, piekarnie, Pepco, dwie apteki.
Sporo do pochodzenia ale jak wspomniałam na części tras w ulewnym deszczu można jedynie kark skręcić.
Wrocę na bank ale w bardziej sprzyjającej wędrówkom, spływom Popradem porą. W załączeniu kilka zdjęć, na ten czas co przed życzę wszystkim trafionych przydziałów i spokojnych świątecznych dni.
Majka